Przyjaciel milioner i inne sposoby, by sfinansować polski film
Kręcenie filmu wymaga dużego budżetu, nawet jeśli zależy nam na kameralnym dramacie o trudach dnia codziennego. Polska nie dysponuje wprawdzie hollywoodzkimi środkami, ale istnieją sposoby, by i u nas sfinansować produkcję.
Do opowiedzenia wymarzonej historii potrzeba scenariusza, ludzi, talentu i planu, a przede wszystkim – pieniędzy. To wyzwanie logistyczne i jeśli nie macie przyjaciela milionera, pozostają oficjalne źródła finansowania. Nie będą to stawki hollywoodzkie, ale pozwolą nakręcić film na przyzwoitym poziomie.
W Polsce często sięga się po środki publiczne przyznawane przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. To instytucja, która może sfinansować do pięćdziesięciu procent potrzebnego budżetu. Wiele nowych popularnych filmów zapewniło sobie część pieniędzy tą drogą – na przykład „Chłopi”, „Kos” oraz „Niebezpieczni dżentelmeni”.
Można spróbować szczęścia z Regionalnymi Funduszami Filmowymi. Takie dofinansowanie dostało na przykład głośne „Sweat” (Łódzki Fundusz Filmowy) z Magdaleną Koleśnik i nietypowa, wyreżyserowana przez Macieja Bochniaka wariacja na temat westernu „Magnezja” (Mazowiecki i Warszawski Fundusz Filmowy). TVP i jej regionalne oddziałjky też mogą zasponsorować część produkcji. Każde źródło opierające się na środkach publicznych wymaga spełnienia określonych kryteriów (złożenie projektu, który przekona odpowiednią komisję).
Kiedy środki publiczne nie wystarczają, trzeba szukać inwestorów prywatnych. Każdy ma swoje indywidualne wymagania, a przekonanie takiej firmy lub osoby może okazać się trudne, bo polskie prawo nie sprzyja mecenasom. Oczywiście liczą oni na zwrot inwestycji. Wiele polskich produkcji powstało jednak przy udziale podmiotów prywatnych, takich jak TVN i Polsat.
Gdy wszystko inne zawiedzie albo po prostu nie wystarczy, można wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować szczęścia z crowdfundingiem. Z pieniędzy zebranych w ten sposób powstaje „Król dopalaczy” Pata Howla. Jeszcze inną drogą idzie nowa „Akademia Pana Kleksa”, która oprócz środków pozyskanych z bardziej tradycyjnych źródeł korzysta też z pomocy inwestorów kupujących tokeny NFT.
Możliwe, że to jest właśnie droga dla rynków mniejszych niż amerykański i brytyjski – poszukiwanie nowych, oryginalnych rozwiązań. Nawet jeśli nie dogonimy Hollywood, to przynajmniej mamy szansę na wypracowanie unikatowego klimatu i stylu, dzięki którym świat będzie nas rozpoznawał.