Marcin Dorociński – Jeden z najlepszych polskich aktorów rozpoczyna drogę na światowy szczyt
Marcin Dorociński wyrasta na jednego z najbardziej prominentnych polskich aktorów, nie tylko w kraju, ale i na świecie. W Polsce przebył długą drogę i dotarł wysoko, ale nowy etap, gra o wyższą stawkę, tak naprawdę dopiero się dla niego zaczyna.
Dziś Marcina Dorocińskiego kojarzą wszyscy widzowie w Polsce. Staranny i
zróżnicowany dobór ról zagwarantował mu rozpoznawalność i
szacunek zarówno w branży, jak i wśród odbiorców. Aktor
strzeże swojej prywatności, ale przeszedł imponującą ścieżkę kariery przez
teatr, telewizję i film. W Polsce osiągnął bardzo wiele, ale niedawno zaczął
wypływać na głęboką wodę – zaczął podbijać mały i wielki ekran na
Zachodzie.
Gdybyście zapytali nastoletniego Dorocińskiego, co chce robić
w życiu, raczej nie wskazałby aktorstwa jako pierwszego wyboru. Jest synem
kowala, wychowywał się w Kłudzienku, uczył się na ślusarza w technikum. Grał w
piłkę (dbałość o tężyznę fizyczną i sylwetkę pozostaje mu zresztą do dziś i
stanowi stały element pracy). Kontuzja sprawiła, że zaczął myśleć o szkole
aktorskiej – wybrał Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w
Warszawie.
Zaczynał na deskach teatru oraz od epizodów – mogliśmy go wypatrzyć np. w „Szamance” Xawerego Żuławskiego czy w jednym z odcinków „Gliny” Władysława Pasikowskiego.
W świadomości polskiego widza zaistniał dzięki roli Despero w filmie i serialu „Pitbull” Patryka Vegi. Dzięki ciężkiej pracy, szerokiemu wachlarzowi zdolności aktorskich i zróżnicowanemu portfolio uniknął zaszufladkowania w tym archetypie, ale trzeba Dorocińskiemu oddać, że ma rękę do grania twardzieli, zarówno mundurowych, jak i bandytów. Nie popadł przy tym w manierę i można pokusić się nawet o stwierdzenie, że mimochodem przeprowadził najpoważniejszą od czasu Bogusława Lindy i Franza Maurera aktualizację wizerunku zakapiora. Wniósł do tego typu ról odrobinę refleksyjności, melancholii i głębi niefiltrowanej przez maczyzm lat 90. ubiegłego wieku. Jakimś cudem za każdym razem gra tych policjantów i złodziei trochę inaczej.
Do „Pitbulla” i ikonicznego dziś Despero wrócił, gdy na jeden film serii stery przejął Pasikowski w „Ostatnim psie” (wcześniej Dorociński odmówił Vedze, gdy reżyser oryginału planował „Pitbulla. Nowe porządki”). Swoją grą i wątkiem ratował też „Psy 3. W imię zasad”, ale wcześniej wystąpił w bardziej udanym i dramatycznym „Jacku Strongu”, gdzie w roli pułkownika Ryszarda Kuklińskiego z powodzeniem oddawał typowe dla twórcy „Psów” dylematy o lojalności i zasadach.
Bandytę o gołębim sercu grał też lata wcześniej w „Ogrodach Luizy”. Najsurowszą, ale też i najciekawszą odmianę tego typu postaci ożywił w „Obławie” Marcina Krzyształowicza, gdzie zagrał egzekutora z ramienia AK. Dorociński każdego z tych bohaterów windował na nowy poziom dzięki swojej grze aktorskiej i każdego z tych zabijaków interpretował w odmienny sposób. Ma zresztą skąd czerpać inspiracje – jego dwaj bracia są policjantami, Dorocińśki przyjaźnił się też z pierwowzorem Despero, komisarzem Sławomirem Opalą.
Aktor znakomicie odnajduje się w cięższych dramatach i innych gatunkach. Doskonale sprawdził się w noirowym „Rewersie” Borysa Lankosza, w którym grał bardzo dwulicową postać (u Lankosza wystąpił także w „Ciemno, prawie noc”, które mocno spolaryzowało widownię), a przeszedł samego siebie w „Róży” Wojciecha Smarzowskiego, w której wystąpił u boku Agaty Kuleszy. Dla Smarzowskiego zagrał także w głośnej „Drogówce” i „Pod Mocnym Aniołem”. Pojawił się też w „7 uczuciach” Marka Koterskiego. Społeczną wrażliwość – oraz własne emocje związane z porzuceniem kariery piłkarskiej – przekuł na rolę w „Boisku bezdomnych”, gdzie grał niespełnionego piłkarza, który postanawia trenować drużynę piłkarską złożoną właśnie z ludzi pozbawionych domu.
Nie pogardzi też dobrą rolą komediową, np. w „1409. Afera na zamku Bartenstein”, „Teściach” czy „Niebezpiecznych dżentelmenach” (grał tu Witkacego), ani w serialu. Jedną z najważniejszych, obok „Pitbulla”, polskich produkcji telewizyjnych, w jakich wystąpił, była „Głęboka woda”. Serial łączył ciężki dramat społeczny z amerykańskim, gatunkowym tempem, a Dorociński wzorowo odegrał tam dyrektora placówki opieki społecznej, byłego alkoholika.
Jak już się rzekło, Marcin Dorociński niechętnie opowiada o życiu prywatnym, ale publicznie udziela się nie tylko przy promocji dzieł, nad którymi pracował. Sporo czasu poświęca na działalność charytatywną, głównie tę ukierunkowaną na pomoc zwierzętom. W 2019 roku ukazała się nawet jego książka „Na ratunek. Rozmowy o zwierzętach, naturze i przyszłości naszej planety”.
Skrytość idzie w parze ze skromnością, ale reżyserzy i współpracownicy cenią aktora za profesjonalizm i wysoką etykę pracy. Starannie przygotowuje się do roli, zarówno od strony emocjonalno-psychologicznej, jak i fizycznej. Dba o siebie jak mało który polski wykonawca. Nie można mu też odmówić ambicji.
W polskim kinie, teatrze i telewizji ma już ugruntowaną pozycję. W drugiej dekadzie XXI wieku zaczął też pracować nad osiągnięciem tego samego na Zachodzie.
Podobnie jak w naszym kraju, zaczynał od pomniejszych, ale charakterystycznych ról. Łapał okazje, by zostać zauważonym. U boku takich gwiazd jak David Tennant wystąpił np. w miniserialu „Szpiedzy w Warszawie”. Chwilę wcześniej próbował swoich sił w mniej udanym dramacie erotycznym „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” (reż. Per Fly).
Wysiłki Dorocińskiego i jego agentki zdecydowanie się opłaciły. W 2016 roku Dorociński zaskarbił sobie sympatię widzów rolą rosyjskiego płatnego zabójcy w duńskiej czarnej komedii „Małżeńskie porachunki”. Rosjanina zagrał też w przeboju Netflixa, miniserialu „Gambit królowej”, gdzie kradł każdą scenę, w której wystąpił, nawet jeśli na ekranie pojawiała się sama Anya Taylor-Joy. W 2023 roku wystąpił w dwóch głośnych tytułach – serialu „Wikingowie. Walhalla” oraz w prologu do „Mission: Impossible – Dead Rekoning Part One” (choć to epizod, istnieje prawdopodobieństwo, że Dorociński wróci w części drugiej). Zagrał też drugoplanową, ale kluczową rolę w koreańskim filmie sensacyjnym „Okup”. Recenzenci docenili każdy z tych występów.
Aktor sporo już osiągnął, ale tak naprawdę to dopiero pewien etap drogi na szczyt. Przed Marcinem Dorocińskim jeszcze kilka szczebli do pokonania, m.in. wyrwanie się z pułapki odgrywania Rosjanina i Rusina (na szczęście już w „Okupie” grał inny typ postaci – szwajcarskiego handlarza dziełami sztuki). Pozostaje nam trzymać kciuki za to – oraz za angaż do głównej roli. Dorociński ma dość charyzmy, talentu i – najprawdopodobniej – samozaparcia, by osiągnąć to wszystko. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy w drodze do celu wymknął się szufladkowaniu.