Mikrobudżety, czyli jak robić tanie filmy
Kręcenie filmów wymaga sporych nakładów finansowych, najczęściej wielu milionów złotych czy dolarów. Niektórzy potrafią jednak poradzić sobie z symbolicznym budżetem i odnieść sukces. Wymaga to jednak specyficznego podejścia.
Nawet najzdolniejszy filmowiec nie dostanie od razu dziesiątek milionów dolarów. By zadebiutować, twórcy często operują na mikroskopijnych budżetach. Taki punkt wyjścia wymaga pomysłowości, przedsiębiorczości i zaradności, ale może zaowocować czymś wyjątkowym.
Niewielki budżet to ograniczenie, ale przy tym wyzwanie, by działać kreatywnie. Steven Spielberg musiał liczyć każdego dolara, by nakręcić „Szczęki”. Reżyser na szczątkowej obecności rekina ludojada budował napięcie, dzięki któremu film przeszedł do historii. Z kolei kultowe „Martwe zło” Sam Raimi zrealizował za niecałe 400 tys. dolarów.
Polacy też tak chcą. Jeśli nie ma się wyrobionego nazwiska i renomy albo znajomych bogaczy, trudno trafić do prywatnych sponsorów, ale są sposoby. W 2018 roku Polski Instytut Sztuki Filmowej stworzył program mikrobudżetów. Inicjatywę skierowano do debiutantów po szkołach filmowych oraz do samouków, którzy już dysponują portfolio i chcą nakręcić produkcję pełnometrażową. Mogli liczyć na dofinansowanie rzędu kilkuset tysięcy złotych.
Z pomocą pieniędzy z PISF-u powstało w ostatnich latach kilka popularnych pozycji – okazało się, że z niewielkim budżetem można się przebić. Szumu, nie zawsze dobrego, narobiło „Pokolenie Ikea”. Dosyć dobrze odebrano „Każdy ma swoje lato”, spore zainteresowanie wzbudziło „W nich cała nadzieja” – postapokaliptyczny film science fiction Piotra Biedronia opowiadający o starciu człowieka z robotem. Obraz zwracał uwagę porządnymi dekoracjami i przekonującymi efektami specjalnymi.
Takie produkcje wymagają szczególnego podejścia i ogromnej dyscypliny. Już na etapie scenariusza należy planować wydarzenia tak, by rozgrywały się na jak najmniejszej przestrzeni, wykorzystywały naturalne scenografie i dekoracje. Fabułę trzeba rozpisać w taki sposób, aby uczestniczyło w niej jak najmniej bohaterów. „W nich cała nadzieja” to spektakl dwójki aktorów – Magdaleny Wieczorek i podkładającego głos Robota Jacka Belera. Mogliście też pewnie zauważyć, że w produkcjach z mikrobudżetem główne role najczęściej grają aktorzy zdolni, ale mało znani.
Kto wie, może w takich warunkach doczekamy się swoich „Wściekłych psów” lub produkcji w stylu Clinta Eastwooda? Dlatego pełni optymizmu patrzymy w przyszłość i czekamy na kolejne produkcje.