Jak odnieść sukces – najbardziej kasowe polskie filmy
Znalezienie klucza do serca polskiego widza nie jest łatwe. Na szczęście udaje się to kolejnym rodzimym twórcom. Naszym kinem rządzą specyficzne reguły i trendy.
Andrzej Wajda stwierdził kiedyś, że Władysław Pasikowski wie o polskim widzu coś, o czym on nie ma pojęcia. I choć reżyser „Człowieka z marmuru” wypowiadał te słowa z przekąsem, to ich echo może stać się regułą dotyczącą kolejnych, coraz młodszych reżyserów znad Wisły, którzy potrafią zawładnąć naszą wyobraźnią w niepojęty sposób.
Na przestrzeni ostatnich trzech dekad w świecie rodzimego filmu dało się zauważyć kilka trendów-reguł, które zwiększały szanse na sukces. Trochę prawdy jest w powiedzeniu, że „szkoły pójdą”, bo czołówkę polskiego box office’u do dziś okupują adaptacje lektur obowiązkowych.
„Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana rządzi niepodzielnie od 1999 roku. Ekranizację powieści Henryka Sienkiewicza obejrzało ponad 7 milionów widzów, co zagwarantowało przychód na poziomie 105 milionów złotych. Niemal równie dobrze poradził sobie „Pan Tadeusz” Andrzeja Wajdy, który ściągnął do kin 6,1 miliona odbiorców i zarobił blisko 83 miliony złotych. Nawet mniej udane „Quo vadis” obejrzało 4,3 miliona widzów. Do tego grona dołączyli też „Chłopi” z ponad milionową widownią.
Od lat przejawiamy słabość do komedii romantycznych. Cykl „Listy do M.” okupuje wysokie miejsca w box office (z widownią rzędu 2–3 miliony). Świetnie radziło sobie „Lejdis” (2,5 miliona widzów).
Nie uciekamy jednak od brudu, trudnych tematów i historii z życia wziętych. Pomiędzy lektury wbił się bowiem „Kler” Wojciecha Smarzowskiego (5 milionów widzów). Mroczna historia straumatyzowanych księży poruszyła Polaków, wzbudziła głośne na cały kraj dyskusje, ale też zarobiła ponad 100 milionów złotych! 2,7 miliona widzów ściągnął do kin „Katyń” Andrzeja Wajdy. Swego czasu furorę robili biograficzni „Bogowie” o Zbigniewie Relidze i „Sztuka kochania” poświęcona Michalinie Wisłockiej. O tym, jak bardzo lubimy intensywne emocje, niech świadczy sukces Patryka Vegi, którego filmy – m.in. „Pitbull”, „Kobiety mafii” – przez kilka lat elektryzowały odbiorców niezależnie od opinii krytyków.
Reżyser „Pitbulla” zresztą przez kilka lat dzierżył tytuł tego, który wie o polskim widzu coś, czego inni nie pojmują, ale te czasy już mijają. Czekamy na kolejne produkcje, które będą zarabiać krocie i rozgrzeją debatę o filmach do czerwoności. W końcu w filmach o to chodzi – żeby wywoływały emocje i prowokowały do dyskusji. Nawet te, które się nam nie podobają.